"Cieszę się, że będę mógł być częścią tej drużyny"

Opublikowano
27
-
04
-
2020

Anders Bratli będzie odpowiedzialny za wyniki polskich biathlonistów w trakcie dwóch najbliższych sezonów. Norweg zastąpił Adama Kołodziejczyka na stanowisku trenera kadry seniorów. - Progres, jaki Polacy zrobili w ostatnim czasie jest imponujący. Chciałbym, żebyśmy w przyszłości dorównywali poziomem żeńskiej części reprezentacji - powiedział 34-letni szkoleniowiec w swoim pierwszym wywiadzie po podpisaniu kontraktu.

Na początek ustalmy jaki jest pana stan wiedzy na temat polskiego biathlonu. Jakie pierwsze skojarzenia przychodzą panu na myśl?

- Jak dotąd nigdy nie byłem w Polsce, nie miałem też bliskiegokontaktu z polską reprezentacją. W trakcie ostatniego roku podczas mojej pracyw Chinach miałem okazję współpracować z Tobiasem Torgersenem, który trenowałpolskie biathlonistki. O pracy w Polsce wypowiadał się w samych superlatywach. Wiem,że macie silną kadrę kobiet, ale zauważyłem też jaki postęp zrobili w ostatnichdwóch latach panowie. Cieszę się, że będę mógł być częścią tej drużyny.

Jak przebiegały rozmowy dotyczące rozpoczęcia pracy w Polsce?

- Nie będę ukrywał, że dużą rolę odegrał Tobias. To on poinformowałmnie, że Polski Związek Biathlonu będzie poszukiwał nowego trenera i dał mikontakt do federacji. Rozmowy dotyczyły głównie tego co mogę wnieść do zespołu.Wspólnie uznaliśmy, że obie strony będą czerpały korzyści z tej współpracy.

Polscy biathloniści w ciągu ostatnich dwóch lat poczynilijeden z większych postępów w całej stawce. Z 23. pozycji w Pucharze Narodówawansowali na 17. miejsce. Jakie cele stawia sobie pan w pracy z nasząreprezentacją?

- Ten progres, o którym wspomniałeś jest bardzo imponujący. Na razie jeszcze zbytwcześnie by składać jakieś obietnice. Najpierw muszę bliżej poznać zawodników iich perspektywę. Zależy mi oczywiście na dalszym rozwoju zawodników oraz jaknajlepszym starcie na igrzyskach. Chciałbym, żeby nasz występ w Pekinie niesprowadzał się tylko do udziału. Patrząc długofalowo zależy mi, żebyśmydorównywali poziomem żeńskiej części reprezentacji. Taka wewnętrzna rywalizacjapomiędzy oboma grupami może przynieść sporo dobrego. Nie będzie o to łatwo, boPolki już dziś należą do czołówki. Trzeba jednak sobie stawiać wysokie cele, apotem ciężko pracować by je osiągnąć.

Podpisał pan dwuletni kontrakt – to sporo czasu na naukęjęzyka polskiego. Jest pan gotowy podjąć się tego wyzwania?

- Oczywiście będę się starał nauczyć podstaw języka. Wiem,że jest podobny do czeskiego, z którym się zetknąłem pracując u waszychsąsiadów. Wydawał mi się wówczas bardzo trudnym językiem do opanowania, alemoże tym razem pójdzie mi lepiej. Wątpię jednak bym za dwa lata mówił płynniepo polsku. Nie ma też chyba takiej potrzeby.

Pracę trenerską rozpoczynał pan w swoim rodzimym klubieFossum IF. Z jakimi zawodnikami miał tam pan do czynienia?

- Głównie z młodszymi rocznikami. To były moje początki, wtym czasie wciąż pozostawałem czynnym biathlonistą. Jesteśmy jednym z większychklubów w Norwegii. Aktualnie najbardziej znanymi zawodniczkami są Tiril Eckhoffi Ingrid Tandrevold.

Jakie były pana obowiązki jako asystenta męskiej kadry Czech?

- Pomagałem we wszystkim, ale moim głównym zadaniem było pracanad techniką biegu. Niestety po roku postanowiono dokonać cięć budżetowych izaproponowano nam mniejsze wynagrodzenia. Nie byłem w stanie tego zaakceptować.

Zarówno przed, jak i po pobycie za naszą południowągranicą, pracował pan w Chinach. Jak pan wspomina ten okres?

- Mój pierwszy sezon był bezcennym doświadczeniem. Pracowałemz pierwszą reprezentacją kobiet. Podobnie jak Polacy nie mieliśmy kwalifikacjina igrzyska i przez pół sezonu musieliśmy się bić o dzikie karty. Ostatecznieudało się uzyskać dwa miejsca. To był dobry rok, nasza drużyna nie była liczna,ale nieźle dogadywałem się z zawodniczkami. Niestety mój kontrakt był dość specyficzny,bo zatrudniony byłem przez norweską firmę produkującą smary i gdy umowa pomiędzynią a chińską federacją wygasła, moja praca dobiegła końca. Pracując w Czechachdostawałem cały czas wiadomości od zawodniczek, które chciały, żebym wrócił. Poroku znów pojawiła się taka możliwość. Od maja do września pracowałem z kadrąkobiet. Gdy w teamie pojawiła się Daria Domraczewa i Ole Einar Bjoerndalen zająłemsię zawodnikami rywalizującymi w Pucharach IBU. Po sezonie federacja uznała, żenależy ograniczyć szkolenie i skupić się tylko na tych zawodnikach, którzy mająrealne szanse na dobry występ na igrzyskach. Tak liczny sztab szkoleniowyprzestał być potrzebny. Pracą w Polsce chciałbym pokazać, że podziękowano miprzedwcześnie.

Oprócz Bjoerndalena, Domraczewej czy doskonale znanego w Polsce Torgersena miał pan okazję pracować z Jean Pierrem Amatem – bodaj najwybitniejszym trenerem strzelania w naszej dyscyplinie, który współtworzył potęgę francuskiego biathlonu. Udało się podejrzeć jego warsztat?

- Na większości zgrupowań mieszkaliśmy razem w pokoju, więc naturalniemiałem okazję obserwować go w pracy. Sporo się dowiedziałem o jego podejściu dotreningu strzeleckiego. Będę chciał tę wiedzę zastosować w pracy z polskimibiathlonistami. Wiem już, że strzelają bardzo szybko, postaram się poprawićrównież ich skuteczność.

W przeszłości był pan nieźle zapowiadającym siębiathlonistą – wielokrotnym mistrzem świata juniorów młodszych. Co się stało,że nigdy nie zaistniał pan na poziomie seniorskim?

- Zadecydowało o tym wiele czynników, ale przede wszystkimproblemy ze zdrowiem. Przez wiele lat zmagałem się z kontuzjami i chorobami,które na dłuższy czas wykluczały mnie z treningu. Starałem się wrócić nanajwyższy poziom, ale za każdym razem, gdy byłem już blisko, znów spotykałomnie jakieś nieszczęście. Dodatkowo poziom reprezentacji Norwegii był w tymczasie kosmiczny. To był bardzo frustrujący okres. Ostatecznie zakończyłem startydopiero w 2016 roku. Lata walki o powrót do kadry dały mi doświadczenie, któreteraz staram się wykorzystywać w pracy trenerskiej. Moja przeszłość pozwala milepiej zrozumieć potrzeby zawodników. Dzięki temu wydaje mi się, że jestem wstanie skuteczniej komunikować się z moimi podopiecznymi.

Był pan największą gwiazdą MŚJ w 2005 roku. Cztery złotemedale i jeden brązowy. Skupmy się przez chwilę właśnie na tym trzecim miejscuw biegu indywidualnym. Pamięta pan kto był wówczas czwarty?

- Nie.

Łukasz Szczurek. Dwa lata później też został mistrzem świata juniorów młodszychi podobnie jak pan nigdy nie powtórzył tych wyników w zawodach seniorskich.Przyjdzie wam teraz współpracować.

- Teraz sobie przypomniałem. Niestety przejście z wiekujuniora do seniora nie należy do łatwych. Codziennie przez ostatnich dziesięćlat zastanawiam się co, wyłączając problemy ze zdrowiem, poszło w moimprzypadku nie tak. Mam swoje przemyślenia na ten temat. Na pewno dużą rolęodgrywa indywidualizacja treningu. Nie można wrzucać wszystkich do tego samegoworka. Zadaniem trenera jest dopasować obciążenia pod każdego zawodnika. I to wtym zawodzie jest dla mnie najbardziej interesujące. W przypadku Łukasza będęmiał dodatkową motywację do tego by mu pomóc, bo jego przypadek jest podobny domojego.

Tobiasa Torgersena zapamiętaliśmy jako pasjonata futboluamerykańskiego. Czym pasjonuje się Anders Bratli?

- Też futbolem, ale tym zwyczajnym. Od zawsze kibicujęLiverpoolowi, miałem bilety na mecz z Aston Villą, który niestety w związku zpandemią koronawirusa został odwołany. Bardzo żałuję, bo miał to być mójpierwszy raz na Anfield Road. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja. Pozaoglądaniem meczów lubię też wędrówki górskie. Najbardziej cenię sobie jednakczas spędzony z rodziną, w tym z moją małą córką, która jest żywym srebrem.

No items found.